Archiwum listopad 2002


lis 24 2002 Prawda o mnie...
Komentarze: 7

Dzisiaj jest troche lepiej...Ale bardzo malo,tak jak kropelka slonej wody w morzu albo i w oceanie...Zastanawialam sie,czy kiedykolwiek poznam kogos,kto byl tak wspanialy jak ON...Kiedy bylismy razem,nie potrafilam  w  nim dostrzec wad,moze za krotko ze soba bylismy,nie wiem...Teraz je widze,ale mimo wszystko nie potrafie sobie wmowic,ze potraktowal mnie strasznie obcesowo,ze nie licze sie dla niego.On zaprzecza,mowi,ze nie unikamy sie,ale to jest klamstwo w zywe oczy.A slepa nie jestem...Chyba ze to uczucie mi przeslania swiat i jestem przewrazliwiona na punkcie mojego nieodwzajemnionego uczucia...A wiecie co jest w tym wszystkim najsmieszniejsze? Ze ja wiem,ze go nie kocham...Napisalam wczesniej,ze tak jest,ale to jest milosc dla slowa,milosc dla wspomnien...Prawidziwa milosc  istnieje tylko w mojej wyobrazni. ON jest dla mnie nadal wazny,ale ja go kocham za te wspomnienia...Nie potrafie sie ich pozbyc,one sa silniejsze ode mnie.Czytajac tego bloga,byc moze wyobrazacie sobie mnie jako dziewczyne,ktora chodzi ze spuszczona glowa,nie robi nic poza wpatrywaniem sie w sufit i mysleniem o nieszczesliwym zwiazku...Ale tak nie jest.To,co w tym momencie pisze,pisze pod wplywem uczuc chwilowych.Potem  zyje wlasnym zyciem,tak jak normalna,SZCZESLIWA nastolatka. Naprawde duzo sie smieje, moze sie zdziwicie,ale jestem optymistka...Smutna jestem wtedy ,kiedy jestem sama.Nie chodzi  o samotnosc bez chlopaka,chodzi ogolnie o samotnosc...A przeciez conajmniej 4h dziennie przebywam sama...Kiedys przeczytalam wiersz:

Ulica bawi sie rzeczami

ktorych ty nie chciales

chyba podaruje jej serce...

...........................................

*nierozumiana* : :
lis 23 2002 jest jednak ONA...
Komentarze: 4

No i wykrakalam....Jednak ON ma dziewczyne...A ja..A ja nie wiem,nie umiem sie z  tym pogodzic...Tak jak juz napisalam nie potrafie sobie wyobrazic GO z inna...Do tej dziewczyny nic nie mam,ona nie jest winna...Nie moge kogos obwiniac za to,ze istnieje...Nie ona-bylaby inna....Myslalam,ze lzy,smutki i wszystkie inne dolki o doliny mam juz za soba,ale widze,ze one tak naprawde dopiero sie zaczely. Co innego zyc ze swiadomoscia,ze ON jest wolny,nie spotyka sie z nikim, chociaz z drugiej strony,jesli GO kocham,to chce dla niego jak najlepiej...A co innego wiedziec,ze to NIE o mnie mysli, nie ZE MNA chodzi do kina, do parku....NIE MNIE dotyka, NIE MNIE caluje...Tylko JA JA JA JA JA.....Nie potrafie sobie wyobrazic sytuacji, w ktorej spotkalabym ich  razem, szczesliwych, usmiechnietych od ucha do ucha...Jak ja bym zareagowala tez nie potrafie sobie wyobrazic. Mialabym przejsc kolo nich i z udawanym usmiechem na twarzy powiedziec do niego "Czesc"?? Przeciez to samo w sobie jest idiotyczne...Na druga strone ulicy tez bym nie przeszla,przeciez "jestesmy kumplami", a kumple sie nie unikaja...Jedyna rzecza, ktorej nie zaluje jest to,ze nie dalam  mu tego, co dla kobiety powinno byc najcenniejsze....

*nierozumiana* : :
lis 16 2002 Na rozdrozu pustych chwil.......
Komentarze: 2

Wiecie jakie to jest okropne uczucie,kiedy jestescie obok osoby, na ktorej wam zalezy,a nie mozecie nic zrobic,zeby uslyszec jakies mile slowa...Slowa,dzieki ktorym poczulibyscie sie lepiej...Nie powiem mu,ze go kocham,to nic nie zmieni,ale nie chce zeby bylo tak,jak jest...A jest po prostu dziwnie...Niby koledzy,niby sie znamy,ale widze,ze on na mnie dziwnie patrzy...Mam wrazenie,ze rozmawia ze mna z litosci,a ja jej nienawidze.Wiem,ze  to zamkniety rozdzial w jego zyciu...Moja ksiazka jeszcze nie ma zakonczenia.To miala byc bajka,wiec gdzie jest to szczescie? Gdzie jest ksiaze?Czekam...Jestem cierpliwa,tylko na jak dlugo. Minal dopiero(a moze az?) miesiac,kiedy uslyszalam slowa  " To juz koniec,rozchodzimy sie,bo poznalem inna",ja nadal  o nim mysle. Nie naleze do osob,ktore planuja zemste,bo postawilam sie w jego polozeniu.Przeciez wiadomo,ze nie bylabym z nim z litosci,nawet gdyby zwiazek z tym drugim nie wypalil.Myslalam,ze z kazdym dniem,minuta,bedzie coraz lepiej. Czas mija,a my razem z nim...Nasze rany goja sie...Ale nie widze tego w praktyce. Im dluzej od naszego zerwania,tym bardziej mi go brakuje...On jest teraz sam,nie spotyka sie z nikim.Z jednej strony ciesze sie,bo nie wyobrazam sobie dowiedziec sie,ze jest jakas inna...Ze to ja caluje,jej mowi,ze ja kocha,ja uwielbia,dotyka jej wlosow,szyi...Ale z drugiej strony kocham go i chce,zeby byl szczesliwy...Nie potrafie zyc ze swiadomoscia,ze jestem sama...Bez niego. Wlasciwie poznalismy sie spontanicznie,wszystko co sie dzialo od momentu poznania,bylo spontaniczne.Tylko nie zerwanie...Wiedzialam,ze cos jest nie tak,czulam,ze zaczyna nas dzielic jakis mur,ktorego nie potrafilam przerwac...Czulam sie bezradna,a teraz czuje sie jak samotna sarenka na rozdrozu pustych chwil....

*nierozumiana* : :
lis 11 2002 Pomozcie.....
Komentarze: 6

Dzisiaj zaczelam sie powaznie zastanawiac nad swoim zachowaniem,charakterem...Na pewno kazdemu z Was byloby przykro,gdyby ktos prosto w oczy powiedzial Wam cos zlego,cos czego Wy w sobie nie widzicie,bo inna sprawa gdy zdajecie sobie sprawe ze swoich wad...Ja wiem,ze mam jakies minusy ,kazdy je ma,ale zranilo mnie,ze ktos na podstawie pozorow ocenia mnie taka,jaka naprawde nie jestem...Jestem osoba,ktora czasami naprawde trudno zrozumiec,byc moze przekonacie sie o tym,czytajac moje notki...Trudno mi znalezc osoby,z ktorymi bez zadnych przeszkod moglabym sie porozumiec.Mam wielu przyjaciol,ktorych bardzo kocham,ale chcialabym miec tez duzo znajomych,kolegow...A rzadko poznaje kogos,z kim znalazlabym wspolny temat...Wydaje mi sie,ze nie jestem nudna osoba...Czesto sie smieje,mam dobry humor,jest to zazwyczaj sprawka przyjaciol,ale sa dni,w czasie ktorych nawet oni nie potrafia mi pomoc:(  Zdarzaja mi sie chwile,kiedy mam dosyc swiata,nie mam sily i nadziei na dalsze zycie,ale nie potrafie siegnac po tabletki,nie mam odwagi podciac sobie zyl,boje sie,ze omina mnie szczesliwe chwile...Krotko mowiac,zyje we mnie nadzieja,ze bedzie lepiej...Slowa potrafia mnie bardzo zranic,czasami nawet nieswiadomie powracam do przeszlosci,staram sie naprawic to,co bylo zle,mimo ze ja nie bylam sprawca tego...Moze za bardzo sie przejmuje niektorymi rzeczami,ale zawsze mam swoje zdanie,mimo ze nie wypowiadam go na glos...Co mi najbardziej przeszkadza w samej sobie? Mysle,ze niesmialosc...Tak,to jest to...Uwazam,ze to jest najwiekszy wrog czlowieka i jedyny wrog,ktoremu nie potrafie stawic czola..Nie umiem...Po prostu...Osoby,ktore takie nie sa , nie zrozumieja mnie,ale to uczucie niepewnosci,osaczenia jest przerazajace.Sa chwile,kiedy boje sie zyc...Zycie mnie przytlacza,brakuje mi powietrza,checi,sily,zeby wreszcie rozwinac skrzydla...Pokazac jaka jestem naprawde,pomozcie...Prosze...

*nierozumiana* : :
lis 11 2002 Bez tytułu
Komentarze: 2

Narazie mam strasznego dola i pewnie nic byscie nie zrozumieli,dlatego pozwolcie,ze porzadna notke napisze jak dojde do  siebie...

*nierozumiana* : :